Im zawdzięczamy życie.
Mój dziadek ze strony taty
Urodził się w 1891. W 1917 ożenił się z Agnieszką (ur. w 1894) z domu Baćmaga (rodzicami Agnieszki byli Kazimierz i Antonina Szewczyk). Małżonkowie mieli ośmioro dzieci: Jana, Mariannę, Janinę, Zofię, Stefana, Władysława, Tadeusza i Józefa - mojego tatę. Pierwsza trójka zmarła we wczesnym dzieciństwie.
🕯
Jan Gierczak
Niewiele wiem o swoim dziadku Janie, ponieważ zmarł gdy miałem 2 lata.
🕯
Agnieszka Gierczak
Z opowiadania wiem, że pewnego razu babcia spojrzała w górę na wiśnię lub czereśnię i wówczas mała gałązka oderwała się z drzewa i trafiła babcię w oko. Od tamtej pory miała problem z widzeniem przez uszkodzone oko. Kiedyś babcia Agnieszka udwiedziła nas w mieszkaniu na ul. Czarnej. Była bardzo zaciekawiona telewizorem i nie mogła nadziwić się, że poruszają się w nim osoby. W pewnym momencie żartując zapytała: 'czy w środku są małe ludziki?'.
Moja babcia ze strony mamy
Urodziła się w 1905 z rodziców Karola i Ewy Drużdżel. Była drugą żoną Józefa (ur. w 1896 w Ludwikowie) - wdowca po Rozalii z Mitaków (33) ✝1925; mieli sześcioro dzieci: Kazimierę, Genowefę, Andrzeja, Józefa, Mariannę - moją mamę i Romana (na zdjęciu). Pierwsza czwórka dzieci zmarła bardzo wcześnie. Razem z pozostałymi wychowywały się dzieci dziadka z pierwszego małżeństwa: Piotr, Stanisław i Jan.
🕯 🕯 🕯
Rozalia, Helena, Józef Ofiara
Babcia Helena potrafiła pisać i czytać. Pamiętam naszą rozmowę z mojego wczesnego dzieciństwa na temat śmierci. Babcia powiedziała mi, że wszyscy kiedyś umrą. Częściowo zgodziłem się z nią, ale odpowiedziałem jej, że 'ja nie umrę'. Babcia miała w izbie kufer, w którym trzymała różne rzeczy, między innymi wycofane papierowe pieniądze. Poprosiłem ją o kilka banknotów, z których zrobiłem wycinanki.
W izbie u babci znajdował się kołowrotek do przędzy i inne przydatne urządzenia z drewna: maselnica do masła i prasa do sera białego. Oprócz kołowrotka, cały czas ich używała. Również sama piekła chleb w piecu chlebowym. Dom był wykonany z drewna i kryty słomą. Słyszałem, że dziadek Józef przywiózł go z innej wsi w częściach i postawił na nowo. Były w nim dwie izby z drewnianą podłogą, przedsionek, komora i strych. W czasie okupacji w większej izbie stacjonowali niemieccy żołnierze, a w mniejszej gnieźdiła się cała siedmioosobowa rodzina.
Dziadek mi opowiadał, że gdy zbliżał się front, podkuł swojego konia gwoździem, aby Niemcy nie zabrali go razem z wozem, widząc, że koń kuleje. Po ucieczce Niemców, dziadek gwóźdź wyjął i koń chodził normalnie. Dzięki temu fortelowi, dziadek ocalił konia bez którego nie mógłby pracować w polu.
Prawdopodobnie rodzice mojej babci Heleny.
Zmarł gdy miałem 2 lata.
Oryginalny podpis z tyłu zdjęcia.
Gulinek 1960.
Moja mama
Z mężem Józefem mieli troje dzieci: Witolda, Adama i Marię. Witold niestety zmarł przeżywszy zaledwie jeden rok.
C5/9
grób 23
Moja mama była osobą bardzo pogodną. Znakomicie gotowała i potrafiła przyrządzać wyroby z wieprzowiny (szynkę, kiełbasę, kaszankę, salceson itp.). Pracowała jako sprzątaczka w 'Starostwie'. Dotakowo zajmowała się praniem w pralni chemicznej, gdzie podstawowym narzędziem była 'szczota ryżowa'. Później przyjęła się do 'blaszanki', czyli fabryki kuchenek. Po pracy szyła w domu pikowane, ortalionowe kurtki na zlecenie targowych sprzedawców. Z czasem przerzuciła się na fartuszki dla gospodyń domowych i czapeczki z krochmalonego płótna dla małych dzieci, które sama sprzedawała 'pod dworcem' i 'na Korei'.
Ze swoim rodzonym bratem Romkiem i przyrodnim rodzeństwem Piotrkiem, Staśkiem i Jankiem była bardzo zżyta. Do swoich rodziców, a moich dziadków żywiła ogromny i należny szacunek. W dzieciństwie, które przypadło częściowo na lata wojny i okupacji hitlerowskiej, do swojego ojca mówiła 'tatuniu', a do matki 'mamuniu'. Ponieważ była jedyną dziewczyną w domu, na jej barki spadła większość prac domowych związanych z porządkiem i czystością. Opowiadała mi, że największą radością dla niej była 'słodka bułka', którą czasami 'tatunio' przywiózł jej z jarmaku.
Mój tata
Był sąsiadem zza miedzy, Marianny - mojej przyszłej mamy.
C5/9
grób 23
Mój tata po zawarciu małżeństwa, podobnie jak jego brat Tadek, opóścił ojcowiznę i zamieszkał w Radomiu. Również pozostałe rodzeństwo ojca po zmianie stanu cywilnego, Stefek i Zosia osiedliło się w pobliskich wsiach, Dąbrówce i Klwatach. Na gospodarce pozostał Władek. Józek uczył się zawodu szewskiego, ale ostatecznie znalazł pracę w 'Walterze' - największym w Radomiu zakładzie. Pracował tam jako tokarz, frezer i ślifierz aż do przejścia na rentę. Opowiadał mi kiedyś taką historię z lat 50-tych ubiegłego wieku, że idąc do pracy przechodził po kładce nad rzeczką Mleczną i wpadł do wody.
Tata chętnie jeździł na rodzinną wieś i pomagał w pracach polowych, zwłaszcza gdy przychodziła pora żniw. Za pomoc dostawał ziemniaki, warzywa, owoce i jajka. Był człowiekiem bardzo uczynnym i bezinteresownym. Razem ze swoim bratankiem Kazikiem wykonywali na sprzedaż elektryczne, blaszane piekarniki, na które przyszła moda w latach 80-tych XX wieku. Później razem ze mną jeździł 2 - 3 razy w tygodniu na jarmarki i pomagał mi w sprzedaży.